Czwartek, 28 Marzec 2024, 23:34
Witaj Gość
Główna | Rejestracja | Wejdź | RSS

Sekcja Genealogiczna

Artykuły

Główna » Artykuły » Indeks » Z archiwalnej półki

To "tylko" genealogia?

            Wszelkie tablice ogłoszeń, także w sieci, mieszczą w sobie ogromny ładunek nadziei osób tam je umieszczających. Formułując swe anonse, spodziewamy się odpowiedzi, pozytywnych odpowiedzi, że oto ktoś jest w stanie pomóc – informacją, działaniem czy radą. Jakże cieszymy się, gdy życzliwy nieznajomy lub znajomy oferuje się odszukać dokument w archiwum, nazwisko w rzadkiej książce w odległej bibliotece, wykonać fotografię na cmentarzu czy przetłumaczyć fragment tekstu w obcym języku, skontaktować nas z nieznanymi jeszcze członkami rodziny.

A my, czyż nie działamy tak samo? Czy nie wykorzystujemy naszych możliwości nieosiągalnych dla innych – bycia o krok od regionalnych informacji, ludzi, dokumentów, monografii - aby pomagać potrzebującym? Wytwarza się w ten sposób piękny i szlachetny - bo bezinteresowny- łańcuszek pomocy; przecież pomagając nie oczekujemy rewanżu.
 Ale zdarzyć się może, że nasze genealogiczne działania obejmą swym kręgiem zupełnie przypadkowe osoby i całkiem inne zagadnienia. O takim właśnie zdarzeniu chcę Państwu opowiedzieć, bo i dla takich – niespodziewanych zupełnie rezultatów - też warto angażować się z całym zapałem i poświęceniem; wszak nie wiemy, czy na końcu rozpoczętej właśnie drogi nie czeka na nas...dobre słowo, wdzięczność, uśmiech przez łzy ?
             Kiedyś, późnym wieczorem, zobaczyłem na ekranie komputera anons, standardowej w zasadzie treści: „poszukuję informacji o moim dziadku, ostatnim przed wojną komendancie Policji Państwowej w Radomsku”
Jako, że to wielka frajda, jak słusznie twierdzi moja przyjaciółka, podjąłem różnorakie działania: telefony, miejscowe muzeum, archiwalna gazeta lokalna, policyjne archiwum, Rodzina Katyńska i ludzie – pasjonaci historii i wszelkich staroci, sędziwi obywatele R. potomkowie przedwojennych policjantów wreszcie...Rezultatów jednak prawie żadnych; nie znają, nie pamiętają, nie wiedzą...dokumenty nie zachowały się...Jestem zawiedziony i trochę zniechęcony. Wtedy telefon - żyje syn policjanta, który na pewno będzie coś wiedział w interesującej Pana sprawie, proszę, to do niego numer... Jeszcze tego wieczoru umówiłem się na spotkanie z panem G.
Nazajutrz G. czekał już na mnie, w kawiarence najbliższej (ma trudności w chodzeniu, po wylewie) jego miejsca zamieszkania,. Elegancki, uprzejmy, życzliwy osiemdziesięciokilkulatek, przedwojenny styl.
- Proszę pytać, postaram się odpowiedzieć, co pana interesuje? Więc ja od początku: że przedwojenna PP, Komendant Miejski czy zna, pamięta? – o nie, niestety, proszę pana, mój ojciec był kierowcą Komendanta ale Powiatowego! Trudno, powinienem spodziewać się, prawo serii...
Ale to nie był koniec spotkania, ono dopiero się zaczęło... Inicjatywę w rozmowie przejął G. - A wie pan? ojciec mój jako policjant właśnie, zginął w Kalininie, leży w dole w Miednoje, byłem tam dwa razy, dwa razy szedłem drogą Jego kaźni... Mieli urządzone, zorganizowane wszystko perfekcyjnie – ks Peszkowski nam objaśniał, pokazał, taaak... Te trzy cele w piwnicy, określone godziny zbrodni, doły, specjalny ciężki sprzęt z samej Moskwy dla Nich sprowadzili...W milczeniu, wstrząśnięty wysłuchałem jego szczegółowego opowiadania...
            Wstawałem już, chcąc żegnać się, kiedy G. zatrzymał mnie jeszcze chwilę – może zechce pan przeczytać? To wiersze mojego starszego przyjaciela – przez duże P, zaznaczył. Wyciągnął do mnie rękę z plikiem kartek, a ja – mimo, że nie byłem specjalnie zainteresowany twórczością lokalnego, nieznanego poety - nie mogłem tego gestu odtrącić. Proszę wziąć do domu, spokojnie przeczytać, może się panu spodobają? Ja proszę pana mam w stosunku do Franka specjalny dług i nie umiem sobie z tym poradzić. On, starszy, był dla mnie - dorastającego chłopaka- przewodnikiem u progu dorosłości, on pierwszy objaśniał nam ten nieznany świat kiedy opuszczaliśmy nasze beztroskie, szczenięce lata...A dużo później, kiedy na zawsze odchodził – on, wspaniały nauczyciel, polonista, łacinnik - prosił mnie o wydanie jego przelanych na papier emocji, wzruszeń, miłości...I nie mogę spełnić tej ważnej dla niego prośby. Próbowałem już wszędzie, odsyłają mnie tylko do kolejnego urzędnika, drukarza, wydawcy, a ja już nie mam siły chodzić, sam pan widzi...Nie zważają, że akowiec, virtuti, ubeckie więzienia...ważny nakład, zysk, opłacalność, i aby też decyzji nie podejmować, nie narazić się....ale proszę, niech pan przeczyta – wziąłem.
            Podczas którejś internetowej sesji rutynowo angażuję przeglądarki i nagle... mam! – w S. przy granicy z Niemcami obchodzi jubileusz 60- lecia tamtejsze liceum, wśród pierwszych profesorów wymienia się łacinnika i polonistę Franciszka S. No tak, przecież on tam wyjechał po wojnie... Na mój mail szkoła, komitet organizacyjny nie odpowiada, więc telefonicznie przekazuję G. adres, nazwisko dyrektora, telefon. Upływa kolejny miesiąc i wśród korespondencji do mnie zauważam kopertę zaadresowaną drżącym, nieznanym mi pismem. To od G., widzę w nagłówku, ale dlaczego nie dzwoni, tylko tą drogą?
"Szanowny Panie, ponieważ w żaden sposób nie mogę się do pana dodzwonić..." no tak zapomniałem, że stacjonarny telefon wyłączony...
Ale dalej – że wysłał list, że liceum w S. zachwycone, że tak, że bardzo chętnie, że wszystkie wiadomości, wspomnienia, dziękujemy, no...taka niespodzianka, kilkoro uczniów profesora jeszcze jest, wzruszenie... że wiersze profesor pisał? Naturalnie, natychmiast trzeba wydać...tak, na pewno wydamy!
I na końcu – pozdrawiam i dziękuję panu, zdążyłem...
A ja tak się cieszę, że postawię na półce tomik znanych mi przecież, prostych ale wzruszających, ciepłych, przepojonych miłością wierszy...

Być może Państwo też mają podobne doświadczenia? Proszę podzielić się tym z nami...

 

 

                                                                        Włodzimierz Stefani

 

Sobota, 11 lutego 2006 r.

 

Kategoria: Z archiwalnej półki | Dodał: MarcinW (24 Luty 2013)
Wyświetleń: 1023 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
Imię *:
Email *:
Kod *: