Piątek, 26 Kwiecień 2024, 03:51
Witaj Gość
Główna | Rejestracja | Wejdź | RSS

Sekcja Genealogiczna

Artykuły

Główna » Artykuły » Indeks » Z archiwalnej półki

Balcerki, Bańcerki, Reymenci – tajemna układanka rodzinna
Balcerki, Bańcerki, Reymenci – tajemna układanka rodzinna
28 sierpnia 2015 MoreMaiorum Artykuły czytelników

Nastał dzień 29 kwietnia 1803 roku. Gidelski proboszcz, ksiądz Kajetan Turowski, od rana miał sporo pracy. To był dzień chrztów nowonarodzonych parafian gminy gidelskiej.

Pierwszą ochrzczoną była dziewczynka, Katarzyna, córka Szymona Bartnika i jego żony Apollonii Balcerkówki – inaczej Reimentówki. Dziewczynka urodziła się o trzeciej rano, a chrzestnymi byli – stryjeczny brat dziecka Grzegorz Balcerek inaczej Reyment i Tekla Urbańska – oboje z Gidel.

Akt chrztu

Te dwa dokumenty są najstarszymi jakie odnalazłam. Późniejsze lata poszukiwań przyniosły wiele podobnych.

Szymon Bańcerek alias Rejment, to w drabinie genealogicznej mój siódmy pradziadek, a jego syn Grzegorz – szósty.

Nazywano ich Balcerkami, później Bańcerkami zaś pod koniec dziewiętnastego wieku, dzieci w tym rodzie rodziły się z nazwiskiem Rejment. Nikt nie wie, czy Balcerki zawsze mieszkali w Gidlach, czy też przybyli tu, szukając przyjaznego miejsca aby zbudować dom.

Gdzieś koło 1710 roku (dokładnie nie wiadomo) urodził się Walentyn. Jego hipotetyczny rok urodzenia wyliczyłam na podstawie odszukanych sześciu metryk jego dzieci. Umarł pewnie w okresie nawrotu do Gidel epidemii tyfusu.

Najstarszym synem wydaje się być wspomniany Szymon (1737-1813). Notatki księdza proboszcza zaświadczają, że on, jego siostra i syn, nazywani byli Rejmentami, że to nazwisko nie było tylko okazjonalnym przezwiskiem, lecz zrosło się z Bańcerkami, aby po latach stać się tym pierwszym członem. Wydaje się też, że ten przydomek używany był stale, na co dzień i zawsze przynależał on do Bańcerkow. Można więc przypuszczać, że Reymentami czy Regimentami nazywano całą rodzinę starego Walentyna i jego samego również. To dziwnie brzmiące nazwisko Rejment w Gidelskim środowisku dwieście lat wstecz było małą tajemnicą. Czy było polskie, gidelskie? Tu w Gidlach spotykało się Flaszów, Borowików, Kosmali, Zatoniów, Kanie czy Rayów. Reymentów czy Regimentów wcześniej nie było.

Pod koniec dziewiętnastego wieku a nawet XX z racji, że tak się nazywał ojciec autora „Chłopów” – Józef Rejment – prawnuk Szymona Bańcerka vel Rejmenta, rozpowszechniono nieco z przymrużeniem oka legendę o pochodzeniu nazwiska.

A przecież opowieści te przechowywały się zawsze w rodzinnych ścianach domów moich licznych krewnych, a też i w domu moich najbliższych. Od dzieciństwa babcia moja Czesława Karpińska (1900-1980), przekazywała mi te tajemne opowieści. Aby zachęcić mnie do słuchania i zapamiętania, upiększała rodzinną sagę, tworzyła więc dwie opowieści, kolorowe i łatwe do zapamiętania.

Ta pierwsza wersja opisywała bitwę i zwycięstwo nad wojskami szwedzkimi oblegającymi klasztor Jasnogórski. Mówiła o licznych szwedzkich jeńcach. Jednym z jeńców był Ballcar zraniony żołnierz, któremu szabla przecięła wargi i policzek. Tego właśnie Szweda ojcowie Paulini przekazali Dominikanom z sąsiednich Gidel. Tu Ballcar osiadł. Z Ballcara stał się Balcerkiem, bo tak mieszkańcom łatwiej go było nazywać, a że był pracowity ludzie go polubili i po latach przyjęli do swojego grona.

Druga wersja tej rodzinnej legendy powtarzanej przez babcię była nieco odmienna. Po przegranej walce o Jasną Górę pokłuty i pocięty szablą, młody szwedzki żołnierz oddalił się od Częstochowy. Skrył się w szuwarach nad Wartą w okolicach wsi Ruda. Bardzo cierpiał i krwawił. Rozcięty policzek i warga bolały. Osłabiony w gorączce przycupnął nad brzegiem rzeki. Prawie tracił przytomność. Był głodny. Omdlał. Nie wiadomo, ile dni minęło, jak długo tam leżał, gdy któregoś pogodnego ranka znalazła go dziewczyna pasąca gęsi. Zlitowała się nad chłopakiem, obmyła rany, nakarmiła, zabrała do domu na Rudę. Żołnierz Balcar, bo tak miał na imię, wyzdrowiał. Pracował chętnie na roli, pomagał rodzinie, która go przygarnęła. Osiadł na polskiej wsi, ożenił się z dziewczyną. Założył rodzinę.

Ludzie z Rudy szybko przywykli do przybysza, spolszczyli jego imię. Balcara zamienili na Balcerka. Minęły lata. Balcar-Balcerek nauczył się języka polskiego. Mówił już dobrze, ale z cudzoziemskim akcentem. Źle zrośnięte usta potęgowały tę niezbyt wyraźną mowę, często nawet utrudniały zrozumienie. Jego powiedzonko, które zwykł powtarzać, „do stu tysięcy regimentów” słyszane było jako „do stu tysięcy rejmentów”. Sąsiedzi szybko więc do Balcerka dodali przezwisko „regiment”, potem zaś „rejment”. Z czasem Rejment przyjęło się jako nazwisko. Ta druga wersja rodzinnej sagi bardziej mi odpowiadała. Na moją prośbę babcia wielokroć mi ją powtarzała, dodając zawsze jakiś nowy, barwny szczegół. Zapamiętałam więc ją na lata, pewnie na zawsze.

Genealogia, która stała się z czasem moją pasją doprowadziła mnie do starych archiwaliów. Dotarłam do początków XIX wieku, otarłam się o wiek osiemnasty. Odszukałam nazwisko Rejment. Czyżby zatem opowiadana mi w dzieciństwie legenda o szwedzkim pochodzeniu Balcerków była prawdziwa?

Do tej pory nie ma na to dowodów. Może kiedyś doszukam się prawdy a może ktoś młodszy tego dokona?

Autorka: Ewa Aleksandra Rejment

Praca brała udział w konkursie organizowanym przez More Maiorum i firmę PL-SOFT, w którym uczestnik miał za zadanie opisać swoją najtrudniejszą zagadkę genealogiczną.
Kategoria: Z archiwalnej półki | Dodał: wlodeks (26 Wrzesień 2015)
Wyświetleń: 413 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
Imię *:
Email *:
Kod *: